Fotografia ślubna – to nie dla mnie?

W zeszłym tygodniu świętując swoje urodziny wraz z przyjaciółką, zastanawiałyśmy się nad tym, gdzie obecnie się znajdujemy i jaką drogę przeszłyśmy. Sięgnęłyśmy pamięcią roku 2007, w którym się poznałyśmy. Ze wspólnych zdjęć można stwierdzić, że ona wizualnie niewiele się zmieniła, a ja jestem swoim totalnym przeciwieństwem z tamtego okresu. Ale co najważniejsze… wiele też zmieniło się w nas samych!

O tym jak zaczęłam robić zdjęcia

Spora część moich znajomych wie, że w planach miałam ukończyć studia geologiczne. Od zawsze interesowałam się sztuką. W podstawówce pastelami namalowałam obraz, który został sprzedany na szkolnej aukcji charytatywnej. Jakiś talent plastyczny zawsze we mnie drzemał, jednak nie marzyła mi się ta droga. Za to zawsze marzyłam o tym, by napisać książkę! W liceum wygrałam ogólnopolski konkurs dziennikarski i przez chwilę myślałam czy nie porzucić swojego planu bycia geologiem na rzecz dziennikarstwa.

Jednak czasami o tym, którą drogą finalnie pójdziemy nie decydują wieloletnie plany, lecz drobne impulsy. Spora część z Was zapewne pamięta, że posiadanie smartfona z aparatem nie zawsze było oczywistością. Aparaty cyfrowe stały się ogólnodostępne, gdy byłam w liceum. Wtedy rodzice kupili pierwszą „cyfrówkę”, którą zabierało się na wakacje czy na weekendowe wycieczki. Większość czasu aparat leżał bezpiecznie w komodzie niczym skarb rodu. Kilka pięknych zachodów słońca, wypatrzonych z okna skłoniło mnie do ich uwieczniania. I tak to się zaczęło… Nie trudno się domyślić, że głównym użytkownikiem aparatu stałam się ja. Fotografowałam wszystko co popadnie. Interesowało mnie to, co finalnie pokaże mi się na wyświetlaczu cyfrówki, później wrzucałam jakieś podstawowe filtry w amatorskim programie do obróbki zdjęć, a następnie zdjęcia publikowałam na fotoblogu. Dziś już tego bloga nie mam, ale było na nim mnóstwo moich początkowych prac wraz z opisami wspomnień.

Pech chciał, że pewnego dnia aparat wypadł mi z ręki i się zepsuł… Pracownicy serwisu nie potrafili go naprawić, więc w ramach reklamacji rodzicom przyznano nowy aparat. W tym momencie pomyślałam, że chyba jednak warto mieć swój własny sprzęt, a nie ryzykować ponownego uszkodzenia aparatu rodziców.

Osiemnastka była idealną okazją do zakupu aparatu z zebranych pieniędzy, więc udało mi się kupić najtańszy wtedy model lustrzanki Nikona – D40, którego teraz wspominam z sentymentem. To na nim nauczyłam się wszystkiego!

Jak zostałam fotografem ślubnym

Po liceum jak się okazało, nie poszłam na geologię a na fotografię! Dziś trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym obrać inną drogę. Początek mojej fotodrogi opierał się na fotografowaniu wszystkiego, poza ludźmi. Jeśli chciałam sfotografować coś na wycieczce to czekałam, aż ludzie zejdą mi z planu. Zmieniło się to dopiero, gdy poszłam do szkoły fotograficznej. Zaczęłam fotografować głównie alternatywne, wytatuowane modelki. I z tego byłam kojarzona. Więc, gdy moja przyjaciółka ostatnio powiedziała mi „Nigdy nie sądziłam, że będziesz fotografować śluby”, wcale się nie zdziwiłam. Ja sama nie sądziłam, że będę fotografem ślubnym, bo myślałam, że to nie dla mnie.

Fotografując modelki z stylu SG, w starannie przemyślanych sceneriach i przygotowywanych niejednokrotnie przeze mnie stylizacjach, mogłam jasno pokazać mój styl i subkulturę. Fotografia ślubna, w tamtym czasie kojarzyła mi się z kiczem. Nigdy tego nie ukrywałam i dziś też otwarcie mówię o tym, że moje postrzeganie ślubniaków się zmieniło, ale też same śluby w Polsce wyglądają już inaczej. Inaczej, czyli według mnie: z większą klasą i stylem. Na rynku fotograficznym nie tylko można pokazać siebie takiego jakim się jest, ale nawet trzeba! Dziś fotografia ślubna to piękno, kreacja i nietuzinkowość.

Pierwszy ślub sfotografowałam za namową znajomego. Po wielokrotnych odmowach, w końcu zgodziłam się uwiecznić jego ślub i wesele. Poziom stresu był nie do opisania, bo cała moja wiedza dotycząca tego typu fotografii opierała się na jednej książce. Jasne, umiałam obsługiwać swój sprzęt, ale nie byłam nigdy wcześniej na weselu! Dacie wiarę! Nidy nie fotografowałam wesela jako drugi fotograf, ani nie byłam na nim nawet jako gość. Po prostu przeczytałam książkę, w której zawarte były złote zasady dotyczące tego co trzeba koniecznie uchwycić i zrobiłam to!

Później poleciało już z górki. Dziś mam za sobą spory warsztat, wiele szkoleń, kursów… Realizuję się w tym co robię i mogę powiedzieć, że udało mi się połączyć fotografię ślubną ze swoją kreatywnością. A najlepszym dowodem na to, że mi się udało są Pary, które pytają czy to co widzą na moich zdjęciach jest wynikiem moich pomysłów! A ja mogę z dumą odpowiedzieć „Tak”. Piszę tego posta dziś… Po spotkaniu z kolejną moją Parą, która powiedziała mi, że po obejrzeniu moich zdjęć nie chcieli nikogo innego. Po prostu czuli, że to ja!
I to jest piękne!